Korona Gór Polski – Babia Góra
Co tu zrobić w niedzielę 19.05, żeby trening, mimo zamkniętej siłowni z powodu Świąt, zaliczyć? Hmm… może trening w terenie. Szybko otwieram ICM’a, żeby sprawdzić dokładną pogodę w masywie Babiej Góry. Jest super- pełna lampa, zero chmurki na niebie, tylko troszkę może wiać z prognozy wynika, że porywy mogą dochodzić do 80km/h.
Tak więc bez dłuższego zastanowienia pakuję super mały plecak Osprey Raptor 6, który tak naprawdę jest Camelbakiem z kieszenią na kurtkę, telefon i parę drobiazgów, napełniam go wodą i wkładam do niego super lekką kurtkę The North Face Verto Jacket dwa żele, folie NRC, koszulkę z długim rękawem i mapę szlaków.
Reszta ciuchów, czyli spodenki i koszulka Adidas AdiZero, Salomon XR Mission, napój energetyczny i dodatkowe 1.5l wody ląduje na tylnym siedzeniu.
Godzina 8:30 wsiadam do samochodu i obieram kierunek Tarnów-Kraków-Rabka-Jabłonka. W Krakowie, podczas zjazdu z A4 na Zakopiankę, ukazuje mi się niecodzienny widok z tej okolicy, Tatry, jak na dłoni. Super widzialność upewniła mnie tylko w tym, że był to świetny pomysł na niedzielną wycieczkę.
Po 2h i 170km melduje się na Przełęczy Krowiarki, którą obrałem za punkt startowy, na parkingu, gdzie cena prawie powaliła mnie na kolana 10 pln. Ok trudno, portfel pusty, są jakieś klepaki tylko nie polskie. Szybkie pytanie do parkingowego czy przyjmuje w takiej walucie. Ok może być 2.5€.
Mimo temperatury mocno przekraczającej już 25°C w cieniu, widzę że turyści dość mocno ubrani- ja w kusych spodenkach i koszulce na ramiączkach. Ten widok mocno ich dziwi. Zakładam plecak, zawiązuje buty, które wreszcie mogę przetestować na szlaku górskim, i dalej w kierunku początku szlaku.
Tam następna niespodzianka, wejście 5 PLN– no to pięknie. Tutaj przemiła Pani informuje mnie, że owszem przyjmują Euro- ale tylko papierowe :-) . Szybkie negocjacje i parę ładnych uśmiechów, ostatnie zdanie „…To dziś Pan przyszedł pobiegać? Ok, ale następnym razem płaci Pan podwójnie” – mówi uśmiechnięta. Bez zbędnego denerwowania ludzi w kolejce, która szybko się utworzyła, bardzo serdecznie dziękuję i udaję się pod początek szlaku koloru czerwonego na Babią Górę.
Ten wybitny masyw jest bardzo ciekawy i dość niebezpieczny z powodu bardzo zmiennych warunków pogodowych. Przekonało się o tym dość dużo osób, niektóre z nich w zimowych warunkach zamarzały kilkanaście metrów od schronienia. Dlatego trafienie w okno pogodowe jest tak ważne, szczególnie jak chce się zdobyć ten szczyt w wersji „na lekko”, ponieważ pogoda tutaj bywa bardzo kapryśna. Babia Góra 1725 m n.p.m. zaliczana jest do Korony Gór Polskich, którą w tym roku zamierzam ukończyć, na którą składa się 28 szczytów.
Wyciągam telefon, żeby zrobić zdjęcie drogowskazu i włączam Sport-Tracker’a, który będzie zapisywał mój ślad GPS i aktualne tętno za pomocą paska HRM na klatce piersiowej.
Początek ostro pod górę, przez przepełniony miłym chłodem las. Mijam kolejnych turystów, którzy pozdrawiają i dopingują mnie, co jest bardzo miłe i raczej niespotykane np. w Tatrach. Szlak bardzo dobrze utrzymany, progi wzmocnione drewnianymi balami, płaskie stopnie na pewno będą pomocne w drodze powrotnej. Ten widok zwiódł niektórych turystów, którzy wybrali się wózkiem spacerowym z małym dzieckiem. Tępo spokojne, choć tętno już nie tak bardzo. Przeskakuje kolejne schody, które w zależności od stromizny szlaku, są długie lub krótkie. Po kilku minutach jestem w pierwszym punkcie widokowym.
Pora na kilka zdjęć i dalej w kierunku szczytu. Las ustąpił miejsca ponad dwumetrowej kosodrzewinie. Szlak troszkę węższy, więc muszę przeciskać się między kosówką a turystami, oczywiście wcześniej prosząc, aby mnie przepuścili. Czasem trzeba troszkę poczekać, by mogli spokojnie przejść przez trudniejsze fragmenty. Po kilkuset metrach wybiegam na ogołocone z zieleni wypłaszczenie. Teraz szlak prowadzi już tylko przez starannie ułożone duże płyty kamienne. Poza kilkoma fragmentami, gdzie trzeba wdrapać się przez większe skałki, ścieżka cały czas biegnie lekko pod górę po odsłoniętej grani masywu Babiej. Teraz już wiem, dlaczego tak duże zagorzenie zgubieniem szlaku przy braku widoczności. Poza kilkoma czerwonymi tyczkami, służącymi jako trasery, nie ma żadnych punktów odniesienia w promieniu kilkuset metrów.
Jednak ICM nie oszukuje. Po wbiegnięciu na odsłoniętą grań zaczęło tak mocno wiać, na szczęście bokiem do szlaku, że ciężko było utrzymać prostą linię biegu. Wiatr tylko nasilał się w drodze na szczyt. W porywach miał na pewno więcej niż 80km/h.
Jest szczyt, pora schować się za wybudowanym z kamieni schronem. Teraz już wiem jak bardzo jest on potrzebny. W jego cieniu cisza i spokój, więc mogę spokojnie wyciągnąć kurtkę, napić się i wcisnąć w siebie żel energetyczny.
Pora na kilka zdjęć ze szczytu i panoramę na filmie. Widok naprawdę przedni. Widać wszystko w promieniu 200 km. Nawet huraganowe podmuchy nie przeszkadzają w napawaniu się tak pięknymi widokami. Wyjmuję aparat i proszę, spotkanych na szczycie o kilka zdjęć.
Teraz już tylko na dół. Droga w górę zajęła mi nieco ponad 55 min (wg drogowskazu 2h 30min), więc dochodzę do wniosku, że droga powrotna będzie o połowę krótsza.
Nabieram rozpędu, biegnie się super, buty wreszcie mogą pokazać na co je stać, jeśli chodzi o amortyzację i przyczepność. Przeskakiwanie po skalnych stopniach w pełnym komforcie. Nie czuje twardości granitu, a jedynie pewne i dobrze zamortyzowane podłoże, jak bieganie po wyłożonym tartanem torze lekkoatletycznym. Stopa natychmiast zostaje wprowadzona w prawidłową pozycję po zetknięciu z podłożem.
Odkrywam następną zaletę Salomon XR Mission , jaką jest niebywale, zrezygnowanie z wcięcia w środkowej części podeszwy. Dzięki temu mogę pewnie postawić nogę na ostrych krawędziach kamieni, bez narażania się na bolesny kontakt kośćmi śródstopia z podłożem.
Mijam kolejnych ludzi, którzy w drodze pod górę i w dół, ustępują mi miejsca na szlaku. „Pan już był wraca ze szczytu?” pada pytanie od uśmiechniętego ojca rodziny, która zatrzymała się przy pierwszym punkcie widokowym, „Tak ze szczytu. Strasznie wieje” odpowiadam nie zatrzymując się.
Po kilku minutach, w pełnym słońcu, wbiegam wreszcie na chłodny, zacieniony szlak. Teraz już tylko kilkadziesiąt stopni, które mimo różnej długości, pozwalają dobrze wyhamować prędkość i złapać dobry rytm. Przyczepność jak na asfalcie, a przecież to tylko drobne kamienie wbite w uklepaną ziemię, coraz bardziej upewniam się w prawidłowym doborze obuwia na Ultramaraton. Mijam wózek, który był tak ofiarnie pchany pod górę, a teraz oparty jest o drzewo. Widać nie starczyło determinacji, ale również wyobraźni „kierowcy” tego wehikułu.
Las się rozrzedza, coraz bardziej przebija piekące słońce. Tak, to polana przed wejściem na szlak. 1h 24m-tyle zajęło mi pokonanie szlaku Przełęcz Krowiarki – Babia Góra – Przełęcz Krowiarki.
Wreszcie chwila oddechu, czas się dobrze nawodnić i uzupełnić węglowodany, w przemiłym towarzystwie Pani z kasy i Strażnika Parkowego. Zamieniamy kilka zdań na temat biegania w górach i najlepszej diety. Jak dowiaduję się najlepszą metodą na ekspresowe pokonywanie szlaków kultywowaną przez górali jest podobno golonko, kapusta, schabowy i kufel piwa :-)
Kilka ćwiczeń rozciągających, przepak i kolejne 2h 30min i 170km w samochodzie w drodze powrotnej.
Podsumowując: wyjazd uważam za bardzo udany. Super trening na nogi, a w szczególności mięśni ud. Szlak naprawdę godny polecenia-oczywiście są ładniejsze i trudniejsze, ale ten za to jest dla wszystkich. Mijałem ludzi w różnym wieku i stopniu zaawansowania turystyką górską, od „trampkarzy” po „starych wyjadaczy” i dzieci w nosidełkach. Proszę pamiętać o sprawdzeniu przed wyjazdem aktualnej pogody, najlepiej w tym samym dniu, ponieważ bardzo łatwo się zgubić na grani przy zerowej widoczności!
Film ze szczytu
Komentarze