Witam. Nazywam się Bartłomiej Trela. Aktualnie mam 34 lata i od dłuższego czasu staram się realizować swoje rozległe pasje. Moim głównym zamiłowaniem są góry i ich magnetyczne piękno. Już od młodych lat wyjeżdżałem zarówno w te niskie, jak i wyższe, kiedy tylko nadarzyła się okazja. Jednak dwie bardzo niesympatyczne choroby przewlekłe, jakimi są astma oskrzelowa i migrenowe bóle głowy, starają się uprzykrzać mi życie od młodych lat. Nie bacząc na to, że od ponad 19 lat pozostaje w ciągłym leczeniu, staram się amatorsko uprawiać różne sporty takie jak narty, rolki, snowboard, trekking, wspinaczka. Szczęśliwie sporty te, nie sprawiają mi wielkich problemów, pomimo dolegliwości spowodowanych przez astmę.
Inaczej rzecz ma się z jednym sportem, z którym od zawsze miałem problem – a mianowicie bieganiem. Wystarczyło, że przebiegłem 500 m i już nie mogłem złapać oddechu. Było to bardzo frustrujące. W końcu powiedziałem dość tego! Właśnie tak rozpoczęła się moja przygoda z tym sportem.
Jako osoba, która jeśli już za coś się zabiera, lubi wiedzieć dość dużo na dany temat, zacząłem przeglądać strony poświęcone bieganiu (jakie obuwie wybrać, jak trenować itd.). I tak 30.06.2011, po założeniu wcześniej upatrzonej pary butów biegowych i zainstalowaniu aplikacji do śledzenia postępów treningowych na telefonie, przebiegłem swój pierwszy trening zapoznawczy. Było to żałosne 1110 m w tempie 5.45 min/km (10.4 km/h). Począwszy od pierwszego biegu prowadziłem dokładne zapisy GPS. Na początku były one chaotyczne, niemające nic wspólnego z prawdziwym treningiem.
Po wstępnym „wbieganiu się” w temat, zacząłem swój prawdziwy trening. Rozpocząłem go od PUMA Plan dla początkujących 3-5 km. Po wypełnieniu planu 3-5km przyszła pora na plan 8-12km i następnie 15-21km.
W trakcie realizacji poszczególnych planów treningowych nie zaniedbywałem również swoich pozostałych pasji – wspinaczki i trekkingu. To właśnie podczas wyjazdu na najwyższy polski szczyt Rysy, spotkała mnie najwspanialsza chwila w życiu. Tego dnia – 03.11.2011 – dowiedziałem się że zostanę ojcem. Samotnemu wejściu na szczyt towarzyszyły niesamowite emocje. Pogoda była wspaniała, a ja czułem się jak niesiony na skrzydłach. Podczas niezapomnianych chwil na szczycie postawiłem sobie za cel przebiec maraton.
Moje treningi nabrały nowego koloru. Już nie były przymusem, ale środkiem do celu. To właśnie dla żony i mającego przyjść na świat potomka trenowałem, pomimo nie zawsze sprzyjających warunków. Bo przecież, co to za moje „męki” w porównaniu do Jej wyrzeczeń i bóli związanych z porodem i macierzyństwem.
Niestety moja pierwsza próba na dystansie 21 097m nie doszła do skutku. Miał to być start w 7 Półmaratonie Warszawskim. Powodem była dość poważna kontuzja ścięgien.
Po okresie rekonwalescencji ponownie wróciłem do treningów przeplatanych remontami i przygotowaniami związanymi z „przyjściem dziecka na świat”. I tak 04.07.2012 urodził się On – syn Julian. I znów człowiek chce żyć.
Teraz już tylko pozostał jeden cel. Przebiec dla Niego maraton.
Jest 30.09.2012 Warszawa. Tak stoję na starcie królewskiego dystansu. Z powodu emocji nawet nie pamiętam samego momentu startu. Ocknąłem się dopiero na 3 kilometrze, zdając sobie sprawę dla kogo były te ciężkie miesiące i setki kilometrów wybiegane na treningach. Łzy cisnęły się do oczu, gardło ściskało i tak przebiegłem chyba do 10 kilometra…
Biegnę dalej właśnie dla Nich … kocham Was!
Wspaniały fizjoterapeuta, bez którego moje starty i inne aktywności czasem nie były by możliwe.
Z zamiłowania ostry fighter.
Moja kochana żona. Wspiera i kibicuje mi jak tylko może i za to jej bardzo dziękuję. Wyrozumiałość jej dla moich pasji jest niezastąpiona.
To dla niego pot i łzy zarówno w życiu jak i na treningu. Jak już się nie da dalej… wystarczy że o nim pomyślę
Najnowsze komentarze