Perły Małopolski „Szczawnica”
Druga edycja cyklu biegów Perły Małopolski tym razem odbywała się na terenach Pienińskiego Parku Narodowego, ze startem i metą w Szczawnicy. Ponieważ wiedziałem już jak wspaniała atmosfera, sprzyjająca rodzinnemu wypadowi, towarzyszy podczas tej imprezy postanowiłem wybrać się tym razem całą rodziną.
Przed biegami głównymi, na dystansach 10 i 21 km, odbyły się biegi dla dzieci. Wspaniale utrzymany i wzbogacony o mały akwen Park Dolny okazał się idealnym miejscem na tę okoliczność. Atmosfera i rywalizacja panująca podczas tych zmagań wielokrotnie przewyższa emocje w biegach dla starszych uczestników. Jak zwykle nie brakowało walki do ostatniego metra o każdy cenny ułamek sekundy. Dzieciaki miały świetną zabawę a rodzice okazję aby poćwiczyć refleks i koordynacje między dopingowaniem, robieniem zdjęć i kręceniem filmów do domowego archiwum.
Po rozdaniu medali i słodyczy dla najmłodszych, impreza przeniosła się wraz z uczestnikami na most nad Grajcarkiem. Prowadzi tam pięknie odnowiona promenada, przy której można odpocząć po całodniowej wycieczce. Start i metę umieszczono chyba w najbardziej malowniczym miejscu Szczawnicy skąd rozciąga się widok na Pieniny i końcowy etap spływu przełomem Dunajca. Tym razem główna atrakcja Pienin, spływ ze Sromowców Wyżnych do Szczawnicy lub Krościenka, nie cieszył się zbyt dużym zainteresowaniem. Pogoda, mimo iż idealna do biegania, na pewno nie zachęcała niewprawionych turystów do takich atrakcji.
Punktualnie o dwunastej ruszyliśmy w powrotną drogę do Parku Dolnego. Tym razem z znacznie większym tempie. Początkowe kilometry biegły właśnie w tamtym kierunku. Po dwóch kilometrach, w miarę wygodnej asfaltowej drogi, wbiegliśmy na wąski odcinek prowadzący ostro pod górę. Droga a następnie ścieżka, dość mocno doświadczona przez ostatnie ulewy, które nawiedziły Małopolskę. Już tutaj można było sobie uzmysłowić dlaczego wyniki z biegu w Szczawnicy tak bardzo odbiegają od innych. Na początek ponad sto pięćdziesiąt metrów podbiegu, tyle samo w dół i to na odcinku półtora kilometra. Kolejny kilometr to już trzysta pięćdziesiąt metrów w pionie.
Pierwszy poważny podbieg mamy już za sobą. Dopiero pięć kilometrów za nami a łydki już dobrze dogrzane. Na szczęście trasa w tym miejscu prowadzi, przez kolejne pięć, tylko w dół. Łyk wody na punkcie i rozpoczynamy długi zbieg w kierunku mety. Tutaj trasa prowadzi, ku mojemu zaskoczeniu, przez wspaniale odrestaurowaną część dawnego uzdrowiska. Biegnąc tym odcinkiem mam tylko jedną myśl w głowie, muszę tu zaraz po biegu przybiec z aparatem.
Mijamy jedną z głównych atrakcji „zimowej” Szczawnicy, kolejkę na Palenicę. Tym razem, zamiast nart, z krzesełek wystają koła rowerów górskich. Mijam dolną stację kolejki i przebiegam przez most. To już drugi raz kiedy biegnę promenadą wzdłuż Grajcarka. Pomimo całkiem niezłego tempa jest chwilka na wymianę uśmiechów i przybicie piątki kibicującym wczasowiczom.
Dobiegając do mety dostaje znak iż należy kierować się na lewo. Szczęśliwcy, biegnący na dziesięć kilometrów, mają już tylko zakręt w prawo i sto metrów do mety. Kilka kroków pod górkę i kolejny punkt odżywiania. Woda do bidonów, banan do ręki i napieram pod górę w kierunku najwyższego punktu trasy. Ten podbieg jednak znacznie różni się od poprzednich. Ponad 350 metrów na dwóch kilometrach. Do tego błoto próbujące za wszelką cenę zdjąć mi buty.
Kilkanaście minut później, już znacznie bardziej przyozdobiony błotem, melduje się przy słupku granicznym gdzie chyba był najgłośniejszy doping na całej trasie. Podziękowania dla wszystkich, którzy tak miło nas powitali na tym odcinku. Było pod górę to teraz pewnie musi być w dół. I było. Ale za to jak.
Do biegania w górach nie tylko nogi są przydatne. Tym razem ręce odgrywały dużo większą rolę. Chwytaliśmy się wszystkiego co było w zasięgu ręki. Nawet nie wiedziałem że tak cienkie gałązki mogą wytrzymać takie obciążenia. Kiedy nogi wyjeżdżały spode mnie był to jedyny punkt ratujący przed zabarwieniem tylnej części na kolor ziemisty.
Na zbiegu czekały czasem bardzo nieprzyjemne niespodzianki. Zwalone drzewo z poobcinanymi gałęziami w taki sposób że tym którzy nie byli na tyle spostrzegawczy lub po prostu nie mogli wyhamować, skończyli ze szwami na głowie. Można było tego uniknąć.
Kiedy buty były już dokładnie oklejone błotem, natura zadbała o naturalne pranie. Najpierw łagodne obtarcie błota trawą, a następnie głęboka kąpiel podczas zbiegu drogą. Drogą znaczy tym co z niej pozostało. Woda zabrała jej znaczną część i teraz płynęła praktycznie całą jej szerokością. Po delikatnej krioterapii dostaliśmy podpowiedz iż tylko dwa podbiegi i później już tylko w dół.
Po pokonaniu ostatnich wzniesień pozostał nam jedynie powrót po raz kolejny na promenadę. Ostatnie dwa kilometry, prowadzące do mety, przebiegały tą samą drogą, którą pokonywaliśmy w połowie dystansu. Kibicie nie zawiedli. Teraz dołączyło do nich dosyć duże grono zawodników, którzy ukończyli krótsze dystanse.
Trasę liczącą około 20.2 km pokonałem w 02:07:13 i na metę przybiegłem jako 31 z 218 zawodników. Po krótkiej rozmowie ze znajomymi dowiedziałem się, że bieg wygrał nie kto inny jak faworyt Bartosz Gorczyca. Po usłyszeniu czasu w jakim tego dokonał byłem naprawdę pod ogromnym wrażeniem. Pokonał drugiego zawodnika o ponad dziesięć minut i z czasem 1:33:20 wygrał kolejną edycję Pereł Małopolski.
Po biegu przyszedł czas na dekorację i losowanie nagród, które zawsze wzbudza wiele uśmiechów. Ten kto nie był niech żałuję. Polecam kolejną edycję. Spieszcie się z zapisami ponieważ miejsca są ograniczone. Tym razem impreza zawita do Rabki-Zdrój.
Najlepsi mężczyźni:
1. Gorczyca Bartosz (Icebug Team) – 1:33:20
2. Biernawski Piotr (Attiq Fake Runners) – 1:43:24
2. Półtorak Sylwester – 1:44:55
Najlepsze kobiety:
1. Łyjak Olga (Kancelaria Adwokacka) – 1:58:30
2. Tomasiak Natalia (instruktorki.com) – 2:06:17
3. Kurczab Justyna – 2:13:04
Pełne wyniki dostępne są tutaj.
Komentarze